W poszukiwaniu straconego czasu – wyprawa na Suwalszczyznę

0

Tegoroczne wakacje, choć przebiegające pod znakiem COVIDu, możemy uznać za udane. Co prawda część zaplanowanych wyjazdów na dalekie wody trzeba było przesunąć na kolejny rok, jednak udało nam się zrobić kilka porządnych nurów. W poszukiwaniu upragnionej w naszym sporcie WIZURY, wysłannicy APNEASHOP pojawili się niespodziewanie w malowniczym regionie zwanym Polską Toskanią. Suwalszczyzna, jak to Suwalszczyzna. Niezmienna od lat. Wciąż kusi swoim urokiem i prostotą. Komercyjnie nieco kulawa, bez plaż z drinkami z palemką i głośnych barów z DJami grającymi disco polo, skutecznie odstrasza szukających imprezowych wrażeń turystów. Nagradza swoją niespotykaną w innych częściach Polski naturą i kusi kulinariami. W skrócie: daje to, co APNEASHOP lubi najbardziej. Ciszę, spokój, sękacze i gigantyczne kartacze w knajpie w Smolnikach. Zaraz, zaraz… A co z tą wodą, której tak niby poszukiwali? Ci wysłannicy.

No tak… Eksplorując zapomniane wsie i miasteczka, chłonąc krajobrazy i ładując żołądki lokalnymi frykasami, natknęli się na coś, co przypominało garażową wyprzedaż, która tylko z nazwy przypominała oglądaną w hollywoodzkich produkcjach yard sale. Ta miała zdecydowanie polski wymiar w stylu „Miała matka syna…”. Może to daleko posunięta interpretacja, ale i daleko posunięte w latach były budynki, w których zgromadzono badziewie chyba z całego świata, a nawet i galaktyki. Lokal nosił szczytną nazwę „Pod Bocianim Gniazdem” i znajdował się w miejscowości Żytkiejmy.

Po przekroczeniu bram przywitał nas głośny i rytmiczny beat z głośników i kilka psiaków o szczeciniastej, pozlepianej sierści. Na szczęście przyjaznych człowiekowi. Po terenie, oprócz, kilkorga zbłąkanych dusz takich, jak my, kręcił się brodaty chyba-gospodarz przybytku, wyglądający jak konkwistador. Na zewnątrz, wystawione, a bardziej wyłożone tematycznie produkty różnej maści i wielkości. Od części do maszyn rolniczych, przez ceramikę po całkiem dobrze wyglądający rower szosowy. Wewnątrz, w poniemieckiej dwukondygnacyjnej przepastnej stodole, zgromadzono mydło-i-powidło, które wymagało schowania pod dachem. Meble, winyle, NRD-owskie medale i puchary, instrumenty muzyczne. Idealne miejsce, żeby się zakupowo zapomnieć;-) Co więcej, cena, ustalana na samym końcu, nie była decydującym czynnikiem zakupu. Banknot 50-złotowy był w stanie zaspokoić potrzeby nawet najbardziej wymagającego zakupowicza, o zakupowiczce nie wspominając …

„Zaraz, zaraz… A co z tą wodą, której tak niby poszukiwali? Ci wysłannicy.”, że zacytuję wieszcza. Była i woda. To znaczy na oko z 1000 litrów deszczówki zgromadzonej w mauzerze. Ale ta chyba była przeznaczona do podlewania całkiem sporego warzywniaka, który mieścił się zaraz za stodołą. No i była na tyle nieprzezroczysta, że nie nadawała się na nurkowanie na zatrzymanym oddechu. I tu dochodzimy do sedna tej historii. W tym momencie pojawia się w niej podwodny mini-wąteczek. Wyziera gdzieś spod sterty nikomu nie potrzebnego badziewia. I nazywa się Cressi RONDINE, rozmiar 44-45. W ostatniej chwili zobaczy go wysłannik APNEASHOP i rzutem na taśmę wyciągnie na światło dzienne. Za niewygórowaną cenę 15 złotych, na oko oceniając ponad 40-letnia para płetw, wzbogaci środki trwałe spółki cywilnej. Wymyte i wysuszone na słońcu trafią do sklepu, w którym będą cieszyły oko odwiedzających.

I tu pojawia się, po raz trzeci zresztą, pytanie o WIZURĘ. Była. Była i wizura. Na Hańczy, od strony Starej Hańczy, wysłannik APNEASHOP zrobił freedivingowy rekonesans. Jezioro, nie dość, że nominalnie najgłębsze z polskich jezior, okazało się najczystsze w okolicy z widoczność oscylującą wokół 5-6 metrów. Całkiem niezłą wizję miały również niewielkie jeziorka, takie jak Jaczno czy Kojle. Widoczności zabrakło jedynie w jeziorach, przez które przepływał wysłannik w czasie 6-godzinnego spływu rzeką Szeszupą. Może to i dobrze, bowiem wysiłek włożony w wiosłowanie i manewrowanie na tej poskręcanej jak rosówka na haczyku rzeczce, mógł niekorzystnie odbić się na czasach nurkowań.

Tak, czy inaczej, suwalski peregrynacje pod auspicjami APNEASHOP po raz kolejny pokazały, że w życiu nie chodzi tylko o nurkowanie. Cały pic polega na tym, żeby zdrowo odpocząć, dobrze się najeść i tanio kupić płetwy.

 

Share.

About Author

Zapalony łowca podwodny, kontynuujący tradycje rodzinne sięgające lat 60. Nieustannie poszukujący nowych łowisk i chętny do wypraw spearfishingowych w najdalsze zakątki Ziemi. Potrafi zarazić swoją pasją nawet najbardziej zagorzałych przeciwników podwodnych łowów, które, jak twierdzi: ”zgodne z prawem, ekologią i poszanowaniem natury, mogą być wspaniałym, a jednocześnie niezwykle wymagającym hobby”.